Wystawę otwierają dwa obrazy. Uderzają kompozycyjnym podobieństwem. Na czarnym tle po lewej stronie dwie kobiece postaci. Popiersie Matki Boskiej – niczym średniowieczna ikona - oraz twarz współczesnej kobiety, ikona współczesnych czasów, żywo przypominająca twórczość Liechtensteina. Tekstu, czarnych liter na czarnym tle, obserwujący w pierwszej chwili może nie zauważyć.
Tekst Stabat Mater dolorosa, iuxta crucem lacrimosa [Stoi Matka obolała, łzy pod krzyżem przepłakała, pieśń średniowieczna] widnieje przy twarzy współczesnej kobiety. Z kolei Matka Boska opatrzona jest napisem Roxanne you don’t have to put on the red light those days are over [Roxanne, nie musisz zapalać czerwonego światła, te dni już minęły, tekst grupy The Police]. Przewrotność artysty? Gdyby zamienić miejscami teksty, zachwiany porządek rzeczy wróciłby do równowagi. Ale czy rzeczywiście jest to zachwiany porządek i co jest w takim razie równowagą?
Tekst mówiący o rzucaniu życia prostytutki usytuowany obok wizerunku Matki Boskiej budzi bądź może budzić oburzenie. Czerwony płaszcz Matki Boskiej mimowolnie narzuca skojarzenie ze światkiem red light. Dla wielu nieakceptowalne zderzenie sacrum z profanum.
A kobieta naszych czasów, z łezką w oku, blond włosami i paznokciami polakierowanymi na czerwono? To jej przypadł w udziale napis Stabat Mater dolorosa. Zwykła śmiertelniczka, stereotypowa blondynka. Czy jest w stanie równie głęboko przeżywać śmierć syna jak Matka Boska? Jedna łezka wydaje się mówić sama za siebie.
Matka Boska i Blondynka – obie postaci stworzone w sposób stereotypowy. Swoją stereotypowością aż kłują w oczy. Jednak twórca stawia je pod znakiem zapytania. Operując prostymi środkami wyrazu, takimi jak nakreślenie schematycznych postaci i zamiana tekstów prowadząca do zderzenia skrajnych emocji, łamie zwyczajowe schematy. Jak dalece w nich tkwimy, być może uświadomi nam nasza reakcja na twórczość, która niczym szpilka wbijana przez niepokornego artystę w naszą psyche, pragnie obudzić nas ze schematycznego odrętwienia.
Czarno-białe twarze uderzają swoją prostotą sprawiając wrażenie uchwyconych w ułamku sekundy, stop-klatek. Zrzutów emocji zatrzymanych na płótnie. Tak, jakby autor usiłował uchwycić to, co nieuchwytne, przemijające. Wrażenie ulotności potęguje swoista symboliczność oraz lapidarność przekazu. Kobieca twarz z profilu przepełniona liryzmem. Twarz zastygła w cieniu pistoletu. Dziewczęca buzia ze wzrokiem utkwionym w niewidoczny punkt. Czarny krzyk na w pół ocienionej twarzy.
Ową prostotę do głębi dzieli cienka zasłona. Ile wyrazów twarzy uchodzi naszej uwadze? Tych z naszego najbliższego otoczenia, dalszego, zupełnie przypadkowych, uchwyconych katem oka w biegu i natychmiast zapomnianych, zarejestrowanych mniej lub bardziej świadomie i tych, które na stale wryły się w nasza pamięć.
Artysta nie stroni od zadawania trudnych pytań, których sami nie zadajemy sobie wcale, na które dobrze znamy własną utrwaloną odpowiedź, albo zadajemy, ale odkładamy, bo odpowiedź wymaga zbyt wiele wysiłku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz